Załamanie dochodów budżetowych z podatku od towarów i usług w marcu br.: do budżetu wpłynęło tylko 6 mld zł, czyli o 3 mld mniej niż średnio miesięcznie w zeszłym roku

Za chwilę rozpoczną się oficjalne celebry związane z dziesięcioleciem unijnego VAT-u w naszym kraju. Zadowoleni z siebie urzędnicy wespół z międzynarodowym biznesem podatkowym będą chwalić ten podatek, z którym tak im się dobrze żyje: przecież jego przepisy są już bardzo „korzystne dla podatników”, zwłaszcza będących kontrahentami tychże firm. W listopadzie zeszłego roku ktoś publicznie chwalił się, że razem z resortem finansów napisał jedną z ostatnich nowelizacji, która faktycznie zwolniła podatku całość branż: metalurgicznej, surowców wtórnych i odpadów. Racja: takiego przypadku jeszcze w historii nie było, bo przy pomocy usłużnych mediów wciska się wszystkim kit, że owo zwolnienie (zwane dla żartu „odwrotnym obciążeniem”) ma sprzyjać… zwalczaniu oszustw podatkowych. Kiedy te banialuki opowiadał na łamach „Rzeczypospolitej” jeden z twórców tych przepisów, odsadzając od czci i wiary wszystkich krytyków, postanowiłem wraz z jednym z moich Współpracowników odpowiedzieć na te brednie. Najpierw redakcja tego jakże prawicowego pisma trzymała nasz tekst przez kilka miesięcy mówiąc, że go zaraz opublikuje, a potem poinformowano nas, że już „za późno” na opublikowanie polemiki. Do tej chwili mieliśmy złudzenia, że ten dziennik można zaliczyć do bezstronnych, niezaangażowanych w tego rodzaju działania mediów. Teraz już złudzeń nie mamy: aby Czytelnicy wiedzieli, czego się przestraszyła Redakcja „Rzeczypospolitej”, publikujemy ów niechciany tekst, a czytający sami ocenią, dlaczego na tych łamach nie mógł się ukazać.

Od wejścia w życie w październiku 2013 roku przepisów wprowadzających owo „odwrotne obciążenie” dochody budżetowe z tego podatku są najniższe w historii. W listopadzie i grudniu nie przekroczyły średnio 9 mld zł (nawet nie wykonano w związku z tym bardzo niskiej prognozy na 2013 r., która po korekcie budżetu wyniosła tylko 115 mld zł). Obecny rok wygląda jeszcze gorzej: w styczniu wpłynęło co prawda 16 mld zł, w lutym już tylko 9,2 mld, a w marcu już tylko 6 mld. Skok w pierwszym miesiącu tego roku był czymś wyjątkowym: w wyniku zmian sposobu określania obowiązku podatkowego wystąpił w tym miesiąc podwójny podatek należny oraz chwilowo wzrosły wpływy z tytułu grudniowego popytu na wyroby alkoholowe i tytoniowe – jak zwykle przed drastycznymi podwyżkami stawek. Warto zauważyć, że tak niskie dochody w lutym i marcu uzyskano mimo powszechnej blokady zwrotów, do której już oficjalnie przyznają się szefowie resortu finansów. Gdyby wszystkim zwracali w terminie to, co się im należy, dochody budżetu państwa byłyby jeszcze niższe.

Jaka jest prognoza na kolejne miesiące? Gdyby poziom marcowy utrzymał się do końca roku, dochody z tego podatku spadną o ponad 20 mld zł, czyli nie przekroczymy nawet 100 mld zł rocznie: cofniemy się więc nominalnie do poziomu z 2009 r., a realnie będzie to najniższy w historii udział wpływów z tego podatku w PKB. Jeżeli dodamy go tego fakt, że mamy w tym kwartale również najniższe dochody w akcyzie (13 mld zł, czyli w skali roku o 10 mld mniej niż w bardzo niskiej prognozie budżetowej), to obchody 10-lecia tych podatków powinny odbywać się w atmosferze alarmistycznej. Będzie jednak inaczej: nikogo przecież nie obchodzi stan naszego budżetu, więc klęska finansów publicznych będzie sukcesem: w końcu „więcej pieniędzy zostało w kieszeniach podatników”. Nawet wiemy których.

Kiedyś na łamach „Pulsu Biznesu” były pracownik firmy Arthur Andersen R. Namysłowski (pozdrowienia) napisał, że trzeba mi „odebrać ojcostwo” obecnego podatku od towarów  usług. Ależ niczego nie trzeba mi odbierać: byłem twórcą podatku uchwalonego w dniu 8 stycznia 1993 r., która uratowała nasz budżet przed posbalcerowiczowską katastrofą. Ze szwindlami legislacyjnymi (przepraszam: nowelizacjami optymalizacyjnymi) z lat 2008-2014 nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego. W pełni ustępuję miejsca ojcom obecnego podatku. Wasze sprawstwo obecnego załamania dochodów budżetowych zbada kiedyś (niedługo?) komisja śledcza. Przesyłając świąteczne pozdrowienia wszystkim obecnym Ojcom tego podatku ponawiam pytanie: czy Wasz wpływ na kształt jego przepisów był całkowicie bezinteresowny, czy też ktoś zapłacił za to, a jeżeli tak, to ile? W końcu nie wszyscy ojcowie muszą być bezinteresowni, a ich dzieci rodzą się nie tylko z platonicznych związków.

źródło: Instytut Studiów Podatkowych Sp. z o.o.
foto: pixabay.com