Lepiej aby NSA nie dał się wodzić za nos, czyli epilog słynnej uchwały NSA z dnia 24 czerwca 2013 r. – VAT

Wszyscy pamiętamy szok, jaki wywołała uchwała NSA z dnia 24 czerwca 2013 r. odmawiająca podmiotowości ponad pięćdziesięciu tysiącom podatników będących gminnymi jednostkami budżetowymi. Potem sąd „poszedł za ciosem” i uznał, że dotyczy to również jednostek powiatowych, choć w napisanym kilka miesięcy później uzasadnieniu do uchwały stwierdził, że państwowe jednostki budżetowe są już (niewiadomo dlaczego) „pełnowymiarowymi” podatnikami tego podatku. Czyli podmiotowość zależy od tego, kto jest właścicielem majątku – zaprawdę bardzo oryginalna teza prawnicza. „Uzasadnieniem” dla braku podmiotowości gminnych jednostek budżetowych jest pogląd, że nie prowadzą one „samodzielnej” albo „niezależnej” działalności gospodarczej, bo… nie dysponują dochodem z tego tytułu. Przyjmując ten pogląd za dobrą monetę należało stwierdzić, że wszystkie spółki wykazujące stratę nie są podatnikami tego podatku, bo nie „dysponują dochodem” ze względu na jego brak. Nonsens oczywiście.

Przecież „samodzielność” czy też niezależne wykonywanie czynności polega na tym, że podmiot:

  • swobodnie decyduje, czy ją wykona,
  • określa istotne elementy stosunku prawnego, choć wcale nie musi mieć samodzielności w dziedzinie cen,
  • jest prawnym wykonawcą tych czynności.

A czy musi na tym zarobić? Niekoniecznie. Wiadomo, kto wsadził sąd na tę minę: to jedno z południowych miast, ale reprezentowane przez byłego pracownika firmy Arthur Andersen. Gdy sąd dowiedział się o co tu chodzi, sąd zwrócił się w tej sprawie z pytaniem prejudycjalnym do TSUE, czyli chce wyjść z twarzą z powstałej sytuacji. Do czasu wyroku Trybunału wszystko zostaje po staremu. I pewnie tak zostanie. Cała sprawa jest jednak zupełnie kompromitująca i będzie nauczką dla sędziów, żeby nie brać pod uwagę sugestii „specjalistów” od podatku od towarów i usług, którzy nie mają o nim pojęcia.

Kategorie: VAT.